Siechnicki Zespół Siłowni Atomowych

Na Dolnym Śląsku, w miejscowości Siechnice, zlokalizowany jest Siechnicki Zespół Siłowni Atomowych. Jego budowa zaczęła się w 1982 roku i trwała cztery lata.

Jednym z najważniejszych punktów wyżej wymienionego dokumentu było zobowiązanie rządu i opozycji do efektywnego wykorzystania dostępnych środków. Obie strony szczegółowo wynotowały, jakie środki materialne zostaną w najbliższej przyszłości wykorzystane do wzajemnego zwalczania się. Następnie jednogłośnie postanowiono przeznaczyć te środki na budowę reaktora.

Po podliczeniu przez rząd i stronę opozycyjną wszystkich wydatków, których celem były działania szkodzące przeciwnikom politycznym, okazało się, że wystarczy nie na jedną elektrownię, lecz na cztery.

W tamtych czasach panował trend centralizacji, dlatego wtedy naturalną, dziś dziwną decyzją było zlokalizowanie elektrowni z czterema blokami w jednym miejscu. Umotywowano to łatwiejszą logistyką, łatwiejszym zabezpieczeniem terenu i szybszym serwisem.

Ta słuszna argumentacja nie przemawiała jednak do społeczeństwa. Potężne protesty w kolejnych miastach sprawiały, że lista możliwych lokalizacji kurczyła się w zastraszającym tempie.

Gdy wydawało się, że tak wspaniały projekt nie doczeka się realizacji, w Siechnicach – ku zaskoczeniu całego społeczeństwa – zamiast protestów zorganizowano wiece poparcia. W lokalnych klubach seniora, zastępach harcerskich, kołach gospodyń, a nawet w prywatnych mieszkaniach odbywały się pogadanki edukacyjne o pozytywnym wpływie atomu na życie ludzkie.

Lokalna telewizja rządowa i nielegalne radiostacje opozycji nadawały programy edukacyjne szeroko poruszające tematykę z zakresu nauk ścisłych, ze szczególnym uwzględnieniem fizyki atomowej. W dzień rząd rozlepiał obwieszczenia mówiące o kolejnych szczegółach projektu. W nocy opozycja rozrzucała ulotki wzywające mieszkańców, w proteście przeciwko władzy, do zgody na budowę elektrowni atomowej.

Intensywny brak propagandy przyniósł skutek. Zorganizowane na początku 1982 roku referendum zakończyło się oszałamiającym sukcesem. Za zgodą na powstanie elektrowni głosowało ponad osiemdziesiąt procent mieszkańców Siechnic. Od tego momentu budowa nabrała niewiarygodnego tempa.

Na czele projektu stanął wspomniany wcześniej profesor Marek Jackowicz. Był jedną z osób szczególnie zaangażowanych w budowanie poparcia dla siechnickiej elektrowni jądrowej. To jego pogadanki edukacyjne w rządowej telewizji oraz wykłady z fizyki na wiecach opozycji trafiały na podatny, siechnicki grunt.

W lutym 1982 roku grupa mieszkańców wystąpiła do profesora z petycją o stworzenie w mieście uniwersytetu, na którym głównymi kierunkami byłaby fizyka atomowa oraz budowa i konstrukcja elektrowni atomowych. Pomimo początkowego entuzjazmu, projekt nie został zrealizowany. Po przeanalizowaniu wszystkich wad i zalet stworzenia w Siechnicach jednostki naukowo-badawczej, postanowiono całą energię i wszelkie środki przeznaczyć na budowę elektrowni atomowej.

Jednak by nie pozostawiać wniosków obywateli bez jakiejkolwiek realizacji, postanowiono częściowo zrekompensować brak uniwersytetu poprzez wsparcie edukacyjne Szkoły Podstawowej nr 3 im. Marii Skłodowskiej-Curie. Wprowadzono do planu lekcji dwa przedmioty, których miały uczyć się dzieci od czwartej klasy aż do końca kształcenia zasadniczego. Dokonano tego poprzez zastąpienie przedmiotu „fizyka” przez przedmiot „fizyka wielkich energii” oraz zastąpienie przedmiotu „technika” przez przedmiot „technika budowy i eksploatacji reaktorów atomowych”.

Mieszkańcy byli zachwyceni, rodzice byli dumni, dzieci pałały naturalnym entuzjazmem. To właśnie temu wydarzeniu zawdzięczamy stworzenie popularnych w tamtych czasach zestawów – „zestawu małego Mikołaja” [Kopernika] oraz „zestawu małej Marii” [Skłodowskiej]. Był to ukłon władz w stronę mieszkańców. To właśnie od tych dwóch pomocy edukacyjnych swoją karierę zaczynała większość polskich naukowców pracujących w Siechnickim Zespole Siłowni Atomowych.

Do kwietnia 1982 roku trwały konsultacje mające wskazać optymalne miejsca dla tego typu kompleksu. Najbardziej obiecujące były dwie lokalizacje – Błękitna Laguna oraz plac Drugiego Maja. Pierwsza propozycja odpadła po interwencji wojska, które argumentowało, że zbiornik jest obiektem strategicznym ze względu na znajdujące się nieopodal laboratoria badawcze Wojskowej Akademii Genetycznej. Dowodzący wtedy tą jednostką generał Miron Potoczny wyjaśniał na spotkaniach z mieszkańcami, że wojsko przeprowadza eksperymenty genetyczne mające na celu stworzenie idealnego żołnierza – zrealizowanie tego zadania wymaga bardzo dużych ilości wody, a nie zawsze można pobrać je z pobliskiej rzeki.

Wszystkie oczy zwróciły się więc w stronę placu Drugiego Maja. Warunki infrastrukturalne wydawały się idealne. Doskonały dojazd, bliskość lotniska, linii kolejowej, a w niedalekiej Czernicy znajdował się nawet rozbudowywany w tamtym czasie Kosmodrom Czernica. O ile pierwsze trzy aspekty są zrozumiałe, to czwarty wyjaśnił się dopiero w latach dziewięćdziesiątych, po odtajnieniu dokumentów elektrowni. Okazało się, że władze oraz opozycja chciały zbudować tak zwane reaktory zimnej fuzji na orbicie okołoziemskiej. Niestety, plan ten nigdy nie został zrealizowany.

Jednym z dyskutowanych wtedy aspektów, w kontekście lokalizacji, była kwestia sposobów działania podczas awarii. Inżynierowie zatrudnieni w AtomBudzie byli od zawsze światową elitą. Pełnili role doradcze we wszystkich istotnych projektach reaktorów na świecie. Przykładem może być zaproszenie AtomBudu w 1985 roku do konsultacji w zakresie bezpieczeństwa przez naukowców pracujących w Czarnobylu. Raport, jaki stworzył wtedy AtomBud ostrzegał przed możliwą katastrofą wielkich rozmiarów, jeżeli w tamtejszej elektrowni zaplanowane przez czarnobylskie władze testy zostaną przeprowadzone. Niestety, nikt nie posłuchał polskich inżynierów i już rok później nastąpiła katastrofa Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej.

Dlatego też znajdująca się nieopodal rzeka Oława wydawała się jednocześnie zagrożeniem i szansą. Z jednej strony możliwe wystąpienie rzeki z koryta i zalanie elektrowni mogłoby się zakończyć eksplozją. Z drugiej strony przy ewentualnych problemach z przegrzaniem można było błyskawicznie wylać do rzeki gorącą, napromieniowaną wodę i pobrać nową, o niskiej temperaturze.

Mieszkańcy Siechnic początkowo obawiali się, że wylewanie wprost do rzeki wody o temperaturze dziewięćdziesięciu stopni negatywnie wpłynie na ekosystem oraz na zdrowie mieszkańców. Dodatkowo w pobliskim Wrocławiu obawiano się zatrucia miejskich źródeł wody pitnej, które korzystały właśnie z wód Oławy. Dwa kilometry w dół rzeki od planowanego miejsca budowy znajduje się Wrocławski Kompleks Pompowni, który zapewnia wodę pitną dla trzech milionów mieszkańców zamieszkujących Wrocław i okoliczne miejscowości. Gdyby napromieniowana woda skaziła teren, błyskawicznie nastąpiłaby katastrofa humanitarna.

Gdy wydawało się, że projekt upadnie, zareagowały władze wojskowe. Ujawniono, że na tamtejszych terenach wodonośnych znajdował się kompleks naukowo-badawczy pozostawiony przez Niemców w 1945 roku i był nadal w nienaruszonym stanie. Nie poinformowano, czym zajmowano się w tym kompleksie, przekazano jednak informację, że znajdujące się tam urządzenia techniczne w pełni zabezpieczają wodę przed każdym rodzajem skażenia, w tym radiacyjnym.

Nawiasem mówiąc, sam kompleks, znajdujący się na terenach wodonośnych, ma niesamowicie ciekawą historię. Od 1946 roku, odkąd miejsce zostało obsadzone przez wojsko, cywile mają tam zakaz wstępu. Wszelkie próby eksplorowania tego miejsca kończą się zawsze zatrzymaniem przez wojsko.

Informacja o zabezpieczeniach uspokoiła lokalne społeczności. To był przełomowy moment, ponieważ wszystkie największe, problematyczne aspekty zostały wyjaśnione.

Przez cały kwiecień 1982 roku prowadzone były konsultacje społeczne. Po ich zakończeniu, przygotowanie dokumentacji technicznej oraz planu budowy reaktora trwało do początku maja.

Budowa rozpoczęła się symbolicznie drugiego maja. Dzięki zgodnemu zaangażowaniu strony rządowej i opozycyjnej, obiekt powstawał niezwykle szybko. Przypadki złego zarządzania, złodziejstwa czy korupcji były rozwiązywane błyskawicznie i skutecznie. Zjednoczone społeczeństwo nie tolerowało osobników, którzy negatywnie wpływali na przyszłość energetyczną regionu.

Dzięki niesamowitemu zaangażowaniu mieszkańców i pracowników AtomBudu, już drugiego maja 1986 roku nastąpiło uroczyste otwarcie. Na oczach czterdziestu tysięcy mieszkańców Siechnic i okolic, ówczesny burmistrz, Krzysztof Łukasz, przeciął wstęgę, a następnie przeszedł do Stacji Kontrolnej, gdzie przed kamerami nacisnął „przycisk, który uruchomił elektrownię”.

Kilka godzin później do burmistrza zaczęli dzwonić z gratulacjami przywódcy największych potęg atomowych: USA, Japonii, Włoch Niemiec, Rosji oraz Indii. Większość krajów zrzeszonych w ONZ przysłała na otwarcie Elektrowni swoich ministrów spraw zagranicznych. Największe organizacje na świecie zajmujące się tematem ochrony przyrody przez wiele tygodni po uroczystości przysyłały listy gratulacyjne. Światowa społeczność przyjęła polski projekt niezwykle entuzjastycznie.

Obecnie Siechnicki Zespół Siłowni Atomowych nadal działa. Osoby zainteresowane jego odwiedzeniem nie trafią na niego poprzez nawigację i internetowe mapy, ponieważ obiekt został w 2020 roku utajniony. Aby zobaczyć to wspaniałe świadectwo czasów, należy udać się na plac Drugiego Maja. Po dotarciu na miejsce należy odnaleźć tak zwane „stawy wypromiennicze”, w których woda napromieniowana dawką powyżej 5 mSv jest składowana aż do czasu osiągnięcia bezpiecznej dawki, czyli 3,5 mSv. Kompleks znajduje się w odległości pięciuset metrów od tych stawów. 

Jedną z ciekawostek związanych z elektrownią jest łuna nuklearna. Z uwagi na specyficzne warunki terenowo-powietrzne, dyfrakcja promieniowa, jaka zachodzi podczas zjawiska wiatru radiacyjnego, powoduje powstanie nad Siechnicami gigantycznej kuli pomarańczowego światła. To widowisko jest możliwe do zobaczenia tylko kilka razy w roku. A naprawdę warto, ponieważ to ewenement na skalę światową. Naukowcy i lokalne władze wielokrotnie informowały, że jest to zjawisko niezagrażające zdrowiu lokalnych mieszkańców.

Wstęp na teren kompleksu jest surowo wzbroniony. Dodatkowo miejsce objęto całkowitym zakazem fotografowania, który ochrona elektrowni bezwzględnie egzekwuje. Pomimo tych dolegliwości, warto udać się tam i zobaczyć historyczny polski obiekt – Siechnicki Zespół Siłowni Atomowych.