„Woda życia”
Późna noc spowijała Sulistrowiczki gęstą, letnią aurą. Powietrze pulsowało ciepłem i zapachem wilgotnej ziemi. Kobieta szła środkiem drogi – niewyraźna sylwetka w blasku księżyca przeciskającego się przez korony drzew. Po jej twarzy spływały łzy, ciche ścieżki smutku. Nie znała tej miejscowości. Los – a może przymus? – zawiódł ją tutaj z niejasnego powodu, do objęć lasu otaczającego miasteczko niczym zielone ramiona strzegące tajemnic Ślęży.

Lato szumiało wokół niej w tysiącach dźwięków: świergoty niewidocznych owadów, rozbrzmiewających jak niezliczone drobne instrumenty, szepty liści kołysanych nocnym powiewem. Jednak kobieta nie dostrzegała tego piękna, przygnieciona ciężarem smutku. Utrata – tego, co najcenniejsze, esencji codziennej nadziei, fundamentu siły napędowej do działania, powodu, by wstawać rano i wieczorem kłaść się spać. Brakowało słów na opisanie Jego wartości, poza tym bólem pulsującym głęboko wewnątrz niej, pragnieniem powrotu tego, czego nie da się już odzyskać.
Stopy pulsowały z wysiłku; droga prowadziła stromo pod górę. Sulistrowiczki osadzone były u wrót Masywu Góry Ślęży – każdy krok wymagał siły, motywacji, a jej ciało zdawało się protestować przeciwko tej wspinaczce ku niepoznanemu. Jednak… jakaś niewidzialna siła pchała ją do przodu, jakby wewnętrzny prąd dotykał struny rozpaczy i zmuszał ją do rezonowania pod wpływem bólu, ciągnąc ją w stronę ciemności.
Nagle usłyszała dźwięk – delikatny szmer wody płynącej gdzieś pośród drzew. Nie był to zwyczajny odgłos strumyka. Niósł ze sobą perlisty blask, obmywający skały jej duszy falą ulgi i nagłego przebudzenia nadziei – uczucia tak dziwnego w tym momencie. Jakby melodia płynąca poprzez dźwięk wody – szemrząca, a jednak wyrazista opowieść o zagubionych ścieżkach prowadzących do zapomnianych miejsc mocy i leczenia – przebijała warstwę przygnębienia.
Zaciekawiona ruszyła w stronę dźwięku, siłą nieświadomego impulsu, a może intuicji, odzyskującej głos po długim milczeniu. Wkrótce dotarła do niewielkiego budynku wtulonego w cień drzew – konstrukcji z blaknącego betonu, której przeznaczenia nie sposób było odgadnąć w mroku nocy. Obok niego skrywała się przed wzrokiem ścieżka biegnąca coraz głębiej między ciemniejącymi smugami lasu. Szmer strumienia dobiegał z niej głośniej, sugerując bliskość, jakby zapraszając do kontynuowania wędrówki pośród tajemnic…
Z wahaniem skręciła na ścieżkę. Zauważyła ze zdziwieniem, że smutek przeplata się z delikatnym poczuciem ulgi, obietnicą ukojenia emanującą z rytmicznego szumu wody.

Znikała w objęciach lasu – otoczona ciszą i mrokiem – ale nie czuła strachu. W sercu zakiełkowało dziwne uczucie, jakby sama natura powitała ją ciepłym uśmiechem schronienia wśród niewidocznych liści…
Wkrótce stanęła na niewielkim mostku nad strumykiem; w ciemności bardziej czuła niż widziała wodę spływającą po kamieniach. „Idź dalej… idź wyżej.” Niezrozumiałe szeptanie zachęcało ją, by kontynuowała drogę pod górę.
Wspinała się po stromej ścieżce, aż zaczęła dostrzegać kształty brukowanej drogi prowadzącej na szczyt góry – fragmenty kamieni pokrytych wiekami i niezliczonymi krokami podróżnych. Tysiące dusz przemierzały tę drogę w przeszłości, niosąc swoje troski do miejsc wyższych, odmawiając swe prośby pod niebem zwiastującym zmiany… Teraz sama wspinała się tą samą ścieżką, niosąc swój ból i stratę.

Dotarła do polany rozświetlonej srebrzystą poświatą księżyca. Nad nią wznosiło się niebo nieskazitelnie czyste, wypełnione migotliwymi diademami gwiazd – monumentalne piękno kosmosu. Przez chwilę dostrzegała ten oszałamiający taniec światła i ciemności, lecz ta chwila szybko umknęła. Ciemność żalu wróciła z nową siłą, przytłaczając wszystko wokół…
W oddali usłyszała inny dźwięk – nie szmer strumyka płynącego wśród drzew, lecz odgłos delikatnego stukania wody o drewno. Kojący, melodyjny… Ruszyła w jego kierunku.
W mroku dostrzegła niewielką studnię – konstrukcję z poszarzałego drewna, osadzoną na kamiennym fundamencie. Z jej ścian wypuszczone były dwie błyszczące w świetle księżyca rurki, z których nieustannie płynęła woda.
Nagle zalały ją wizje; sceny zapamiętane przez kamienie studni, zapisane na jej drewnianych deskach. Obrazy ludzi przychodzących tu od wieków, by skrócić swe troski i znaleźć ukojenie w chłodnej wodzie. W jednej z wizji zobaczyła kobietę u kresu sił; wyciągnęła drżące ręce po wodę i odtąd codziennie przychodziła, by napić się cennego napoju. Jej ciało powoli zdrowiało.
W innej wizji zobaczyła mężczyznę przybitego rozpaczą po utracie żony. Tu się spotkali po raz pierwszy. I tu jego dni mijały w bolesnym, samotnym milczeniu, wspinaczce po ścieżce… dalej… wyżej… by na zawsze się pożegnać…
Zdeterminowana nabrała wody – chłodnej i błyszczącej – w swoje dłonie. Poczuła się dziwnie. Znów zanurzyła dłonie. I nagle poczuła, że musi spojrzeć w górę. Podniosła wzrok i zobaczyła… niebo – nieskazitelne i pełne gwiazd.
Dawid Jary
Sulistrowiczki 2025 r.
—
Fotografiki skomponował Dawid Jary.
Aparat: Nikon F, zmodyfikowany do współpracy z niestandardową optyką (Fmod).
Obiektyw: AmiJar M5 – własnej konstrukcji, ogniskowa 250 mm, przysłona f/18.
Wszystkie fotografiki są w formacie RAW, nie były poddane cyfrowej edycji.






















